Nie daj się zrobić w balona - broń się przed greenwashingiem!
Jest pewne zjawisko, którego istnienie w ostatnim czasie niebywale mnie irytuje.
Mowa o greenwashingu, czyli celowym wprowadzaniu konsumenta w błąd.
Czym jest greenwashing?
To nic innego jak granie ,,zieloną kartą eco" w celu przyciągnięcia mniej świadomych klientów i ocieplanie swojego wizerunku, chcąc wbić się w trend rosnącego popytu na kosmetyki naturalne.
Gdzie możemy natknąć się na greenwashing?
Zjawisko to możemy zaobserwować w wielu sektorach rynku, ja oczywiście skupię się głównie na branży kosmetycznej.
Producenci sprytnie podchodzą do kreacji opakowań swoich produktów, często dekorując je takimi pojęciami jak: eko/naturalny/wegański/bio.
Ale, ale... czy można je stosować ot tak sobie??
Niestety, w polskim prawie kosmetycznym nie ma konkretnego przepisu, który zakazywałby stosowania powyższych określeń na etykietach produktów. Nie istnieje również żadna oficjalna definicja kosmetyku naturalnego, co powoduje jeszcze większe
zamieszanie, ponieważ nazywanie produktu ,,bio-eko" jest w głównej mierze podyktowane chęcią producenta!
W jakiej formie producent ociepla swój wizerunek?
1. Granie opakowaniem
Najbardziej popularną formą greenwashingu jest zdecydowanie stylizowanie
opakowania na takie, które przywołuje skojarzenia z naturą i niejako
podświadomie sugeruje dużą zawartość składników naturalnych w kosmetyku.
Na pewno kojarzycie zielone elementy, motywy roślinne, tekturowe
opakowania…To wszystko ma nam dać zapewnienie, że produkt rzeczywiście
jest „bio-eko”. Jeśli ktoś nie zna się jeszcze zbyt dobrze na składach,
jest duża szansa, że połknie haczyk i weźmie taki kosmetyk za naturalny.
2. Nazwa
Ile razy widziałyście kosmetyki, które w nazwie miały przedrostki
bio/eko/natur, a w składzie niestety ani śladu natury lub jej marny
procent? Odnoszę się tutaj nie tylko do nazwy samej marki, ale też do
nazewnictwa konkretnych linii produktów. Moim zdaniem jest to zagrywka
bardzo nie fair. Powinno być to regulowane prawnie i weryfikowane na
podstawie konkretnych kryteriów. Używanie haseł, które sugerują, że
zaliczany jest on do grupy kosmetyków naturalnych, bez przełożenia tego
na skład, uważam za celowe wprowadzanie konsumenta w błąd!
3. Wegański = natura??
Bardzo często wymiennie z popularnymi „naturalnymi” hasłami, występuje też karta wegańska. Z racji tego, że wyznawane wartości wpisują sie zarówno w styl życia odbiorców kosmetyków naturalnych jak i produktów wegańskich, stały się one niejako jednością i są traktowane jako synonimy. A tak nie niestety nie jest. Produkt wegański nie musi być naturalny i odwrotnie. Produkt naturalny nie zawsze jest wegański. Uczulam Was na to, jeśli poszukujecie kosmetyków spełniających oba kryteria lub jedno z nich.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia testowania na zwierzętach. Mamy tutaj poniekąd do czynienia z takim paradoksem:
formuła kosmetyku jest wegańska, natomiast sama marka nie jest uznawana za cruelty-free.
4. Grafiki a’la certyfikaty
Częstą praktyką jest też stosowanie grafik, które do złudzenia przypominają certyfikaty. Oficjalne
certyfikaty wiążą się oczywiście z kosztami i to często nie
małymi, dlatego niektórzy producenci (których zwyczajnie nie stać) na własną rękę chcą podkreślić, że formuła ich kosmetyków jest rzeczywiście
naturalna i spełnia kryteria organizacji certyfikujących. Nie do końca
uważam to za dobry zabieg. Ktoś kto nie orientuje się do końca w temacie,
po prostu uznaje to za pełnoprawny certyfikat. Tym bardziej, że
niekiedy są to naprawdę subtelne różnice.
5. Magiczny składnik
Granie „naturalnością” jednego składnika na etykiecie to też bardzo
częsta praktyka. Mam tutaj na myśli konkretnie sytuację, kiedy skład
kosmetyku nie kwalifikuje się nawet do nazwania go naturalnym, ale
zawiera dodatek np. oleju arganowego. Niestety, najczęściej
sytuacja wygląda tak, że zawartość tego oleju, czy innego naturalnego
składnika, jest naprawdę nikła, a reszta składu pozostawia wiele do
życzenia. Jednak producent ,,prowadzi taka komunikację" na opakowaniu jakby
całe INCI było zgodne z kryteriami kosmetyku naturalnego, co jest znowu moim zdaniem nieładnym zachowaniem.
6. Manipulacja
Ile razy widziałyście na etykiecie napis „bez parabenów”, „nie zawiera
PEGów”, „0 silikonów”? Zapewne nie raz. Fajnie, że nie ma tych
substancji w INCI, bo w kosmetyku naturalnym NIE POWINNY się one tam
znajdować, ale uważajcie, bo w zamian możecie dostać inną kontrowersyjną
substancję.
Pamiętajcie, jeśli kosmetyk nie zawiera jednej
substancji, której chcecie uniknąć, to nie znaczy, że nie będzie miał w
składzie innej, która też nie jest dozwolona do stosowania w kosmetykach
naturalnych!
Tutaj zaczyna rodzić się pytanie: gdzie jest granica
greenwashingu? Czy dodawanie plastikowego wypełnienia do paczki z
kosmetykiem naturalnym to już „zielona ściema”, czy nie? Czy możemy do
tego zaliczyć wypuszczanie jednej linii kosmetyków z gorszym składem na
podobieństwo tej naturalnej? Czy każdy kosmetyk naturalny musi być w
szkle czy innym nie-plastikowym opakowaniu? Co jeśli kosmetyk spełnia
wytyczne, aby nazwać go naturalnym, ale jest produkowany przez markę,
która nie do końca ma czyste konto w sprawach bycia cruelty-free?
Tych kwestii jest znacznie więcej. Niektóre firmy naprawdę angażują
się w działania pro-eko i nie tylko ich kosmetyki są naturalne, a cała
filozofia wpisuje się w bycie „green”. Inne z kolei wbijają się w
rynkowe trendy i tworzą jedną linię spełniającą kryteria dla kosmetyków
naturalnych i tym samym zaspokajają popyt na tą grupę produktów. Mam jednak wrażenie, że tym samym czyszczą sobie trochę sumienie, bo
przecież mają linię „el naturel”.
Jesteście ciekawe jak sprawdzić, czy powyższe kosmetyki są faktycznie vegan/natural??
Opanujcie podstawy języka INCI i czytajcie składy, to najlepszy sposób na świadome podejmowanie zakupowych decyzji!
Świetny post, dobrze że uświadamiasz ludzi o tym.
OdpowiedzUsuńdziękuję! :)
UsuńPrzeczytałam tytuł i w głowie myśl...o nie przed czym?! Zwróciłaś uwagę na bardzo istotną kwestię. Mam wrażenie, że teraz co drugi produkt chce być taki "green" bo to jest obecnie na topie. A tak naprawdę nie do końca wszystko jest eco i tak dalej... świetny post!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
dokładnie! o tym samym pomyślałam:P
Usuńwww.wkrotkichzdaniach.pl
Przyznam, że nie jestem jakąś wielką maniaczką naturalnych produktów, ale kiedy producent daje sygnały o takich kosmetykach to chcę, żeby rzeczywiście takie były. Widziałam już klika marek, które niby są ciekawe ale ich składy nie pokazują tego co mówią informacje. A to mnie zniechęca.
OdpowiedzUsuńŚwietny post. Warto zacząć czytać składy ze świadomością.
OdpowiedzUsuńPrzydatny artykuł :)
OdpowiedzUsuńJeśli wielki koncern kosmetyczny nagle zaczyna się promować jako przyjazny dla środowiska i ekologiczny to ja w to nie wierzę. Jest to po prostu kolejna strategia sprzedaży i tyle.
OdpowiedzUsuńchyba każda możliwa marka przybrała ostatnio taką strategię! :P
UsuńJa nie przywiązuje wagi do tego czy ten produkt jest rzeczywiście naturalny ,jednak są osoby które kierują się tym przy wybieraniu kosmetyków i uważam że to jest bardzo nie w porządku w stosunku do nich ,zwykle oszustwo i tyle
OdpowiedzUsuńNa składnikach niestety się nie znam więc , nawet tego nie sprawdzam
Pozdrawiam
hmmm... planuję w najbliższym czasie zrobić post o czytaniu składów dla laików. :)
UsuńPierwszy raz słysze o tym zjawisku, dlatego bardzo dziekuje za tak solidne wyjaśnienie tematu oraz dawke informacji :-)
OdpowiedzUsuńojeny to jest teraz nagminne, najgorsze, ze ludzie zobaczą napis bio, eco i od razu będzie w to wierzyć... a w sumie w nazwie to wiaodmo, że można sobie dać prkatycznie wszystko
OdpowiedzUsuńPojęcie słyszę pierwszy raz. Masakra, ze ludzie teraz dla zysku próbują na wszystkim oszukać innych. Dobrze, ze uświadamiasz
OdpowiedzUsuńbardzo duzo ciekawych informacji, ale masz racje tak sie ukrywaja marki
OdpowiedzUsuńBo najważniejsze to żyć świadomie i czytać, dowiadywać się co i jak :) Niestety taka manipulacja była i będzie :/
OdpowiedzUsuńsłuszna uwaga! Postaram się niedługo napisać post dotyczący czytania składów kosmetyków, bo wiele osób ma wciąż z tym problem.
UsuńZjawisko jest mi znane, natomiast pod jednym względem daleka byłabym od od tak ostrego oceniania... Pamiętam bowiem jakie były składy kosmetyków drogeryjnych jeszcze kilka lat temu (prawie same zapychacze!), natomiast dziś praktycznie cała branża kosmetyczna zmierza małymi kroczkami w stronę natury. Może ich produkty nie są w 100% naturalne, ale na pewno są lepsze niż kiedyś ;) A czytanie składów to podstawa bycia świadomym konsumentem! :)
OdpowiedzUsuńI tu się z Tobą zgodzę! :)
Usuń