Ulubieńcy nowej rzeczywistości - maseczki do twarzy
W czasie przymusowego zamknięcia w domach, wzrosło zainteresowanie maskami kosmetycznymi. Zaczęliśmy ich używać, bo mieliśmy ku temu czas i warunki. Wiele osób się do nich przekonało, doceniło ich działanie i raczej już z nich nie zrezygnuje, inni dalej nie rozumieją i nie odczuwają potrzeby wykonywania takich zabiegów... A jak jest z Wami??
Ja jestem niesamowitą fanką takich wariacji już od kilku lat. Oczywiście w tej dziedzinie również mam swoich ulubieńców, jednak coraz częściej staram się sięgać po nowości z interesującymi składnikami aktywnymi.
Jednym z najbardziej znanych i pożądanych jest zdecydowanie ekstrakt ze śluzu ślimaka, który znalazłam w maseczce koreańskiej marki Purederm by Hebe [KLIK].
Maseczka w płacie ma za zadanie zregenerować, nawilżyć i ukoić wrażliwą skórę twarzy, przywracając skórze blask i naturalne piękno.
Materiał ma prawidłowo wycięte otwory, doskonale przylega do skóry twarzy, a zapach umila jej aplikację. Płachta jest tak nasączona, że aż pływa w ,,ślimaczym śluzie", który wystarcza jeszcze na pokrycie dekoltu i szyi.
Niestety, praktyka praktyką, a w teorii już nie jest tak kolorowo. Mimo, że maseczka sprawia, że nasza skóra staje się miękka i nawilżona, to nie jest to zasługa śluzu ze ślimaka. Ten składnik znajduje się na siódmej pozycji i jest go zaledwie 1%... Niewiele, jak na produkt, który całą swoją szatę graficzną wręcz krzyczy o tym składniku. No właśnie i to jest kolejny chwyt marketingowy, którym karmią nas marki. Nie oceniajcie produktu po okładce, zanim kupicie - przeanalizujcie skład!
Cena: ok. 5-9 zł.
U mnie śluz ślimaka odpada :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię maski w płachcie i staram się je w miarę regularnie stosować. ;)
OdpowiedzUsuń